Zapraszam do obejrzenia oficjalnego trailera zapowiadającego powieść Łukasza Śmigla. Poznacie w nim moich przyjaciół, kobiety mojego życia, no i mnie...
– Cipku, nie możemy tu siedzieć całą wieczność. W końcu będziemy musieli wyjść z samochodu – powiedział twardo Zgred.
Cipas w ogóle na to nie reagował. Siedział nieruchomo na tylnym siedzeniu samochodu, który pożyczyliśmy od brata Zgreda, i wpatrywał się w przyprószone śniegiem boczne okno. Znajdował się za nim ogromny psi łeb. Psisko wabiło się Cavaliero i należało do rasy zwanej Tosa – mieszanki psów hodowanych do walk, która powstała specjalnie na zamówienie jakuzy.
Kawuś, bo tak zdrobniale zwykł zwracać się do niego właściciel, ważył około siedemdziesiąt kilogramów, z czego większa część przypadała na mięśnie. Jego kark był grubości mojego uda, a szczękościsk, którym dysponował, miał siłę miażdżenia kilku ton. Bestia nie przepadała za obcymi. Tymczasem jej wyluzowany właściciel pozwalał jej wałęsać się po okolicy samopas.
Zgred odwrócił się do mnie.
– Mówisz więc, że właściwie jest niegroźny?
– Mówię, że jak dotąd raczej nigdy nie zwracał na mnie uwagi – zacząłem.
– Raczej?
– No może raz był z nim drobny kłopot. Jakiś czas temu wszedł sobie do ogrodu, bo listonosz zostawił otwartą bramkę. Zobaczyłem go, wezwałem sąsiada i gość zaraz przyszedł go zabrać.
– Pies go usłuchał?
– Jeżeli brak reakcji na okładanie tyczką od groszku nazywasz posłuszeństwem... W każdym razie, wyszedł z ogrodu.
– Rozumiem...
W czasie naszej krótkiej rozmowy pies obszedł samochód i oparł się przednimi łapami o maskę. Z pyska kapała mu ślina. Sytuacja była dosyć niezręczna, bo właśnie przywieźliśmy sylwestrowe zakupy. Mój stary dom znajdował się na osiedlu naszego dzieciństwa, na peryferiach miasta. Dookoła nie było żywego ducha.